Peter Kosminsky: “Biały oleander” – opis, omówienie, analiza, recenzja

15 listopad, 2025 21:08 Zostaw komentarz

“Biały oleander”

– nie jest to kino łatwe, miłe i przyjemne. Ta baza wiedzy, ta strona jednak choćby pośrednio powiązane są z życiem nastolatków, z problemami, z jakimi muszą się mierzyć, więc korzystam z okazji, by połączyć omówienie bardzo dobrze zrobionego filmu z poruszeniem, muśnięciem choćby zagadnień związanych z dojrzewaniem, uzależnieniami od toksycznych osób, ze sprawami tak trudnymi, jak pomoc dzieciom z rodzin i środowisk dla nich niebezpiecznych. Celowo pominąłem gładki eufemizm: „dysfunkcyjnych”. 

„Biały oleander” ma znakomicie skonstruowany scenariusz i wyróżnia się narracją perfekcyjnie prowadzoną obrazami, słowem, pracą kamery, motywami muzycznego tła. Jest to opowieść wręcz subtelna i delikatna, zważywszy tematykę przytłaczającą swoim ciężarem. Myślę o „Białym oleandrze” jako o czymś sytuującym się gdzieś pomiędzy naszym polskim „Cześć Tereska” a „Anią z Zielonego Wzgórza”. To bowiem dzieło o dorastaniu, zniewoleniu przez narcystyczną matkę, o próbie znalezienia zgody i pokoju ze światem, który przecież czeka na nastoletnią Astrid, o głębokiej więzi z rodzicem, która z pewnych powodów jest dobra, ale z innych śmiertelnie niebezpieczna. To film o poszukiwaniu swojego „ja”, o tułaczce między ośrodkami opieki, rodzinami zastępczymi, gdzie panna odkrywa swoje możliwości wpływania na ludzi, widzi ich słabości, dużo się uczy, przypatruje, analizuje, ale też puka do swojego rozumu i duszy, pytając o rady. Na szczęście jest mądra i śmiała, bardzo ufna, szczera, choć jej wędrówka to chwilami droga przez piekło. Więź z matką nauczyła ją, że łatwo się krzywdzi i niszczy. Rodzice, czy tego chcą czy nie, mają moc kształtowania „na swój obraz i podobieństwo”.

„Biały oleander” to – a jakżeby inaczej – obraz pokazujący, jak ważna jest sztuka w naszym życiu. Podobnie było w omówionych tu, na „Klasyce Literatury i Filmu” „Dymie” „Cinema Paradiso”, „Marzycielu”, „Hugo i jego wynalazku”. Słuchajcie, to nie może być przypadek. Rysowanie, fotografie, pisanie, muzyka pozwalają uwolnić umysł od natrętnych myśli, zapomnieć o przykrościach, nacieszyć się rzeczywistością, którą można kreować wedle swojego gustu i woli, to też okazja, by dopuścić intuicję do głosu, dać szansę pięknu, które starożytni Grecy chyba nie bez powodu powiązali z dobrem.

Swoją drogą, na marginesie, tu trzeba uważać, Astrid to ładna dziewczyna, ale jej niebezpieczna mamunia także. 

Michelle Pfeiffer w znakomitej aktorskiej formie

 

Film obejrzałem cztery razy, zanim rozpocząłem pracę nad tekstem. Jego odbiór stanowi dla mnie wyzwanie. Kończy się, powiedzmy, optymistycznie, jeśli uznać za szczęśliwy finał przymuszenie matki przez jej córkę do ujawnienia tajemnic z przeszłości i do wyświetlenia całej intrygi, hipokryzji kobiety przegranej. Gdy opadła wypracowana maska, okazało się, że uzależniała od siebie dziecko, manipulowała Astrid, by rekompensować sobie poczucie porażki, pustkę egzystencji i wypełnić czymś solidnym, wartościowym zamęt, który wpuściła do głowy w młodości trwonionej na narkotycznych upojeniach zabawą, na korzystaniu z uroków młodości z partnerami niezamierzającymi się z nią wiązać. Było łatwo, dziewczynka miała dobrą duszę, była ufna, otwarta, mądra.

Finał, tak, finał… jego inicjujące kadry wyświetlone są na początku… Oko kamery prowadzi widza po schodach, pokazuje obdrapane mury i dość surowe wnętrza, może opuszczony magazyn, fabrykę. Dziewczyna tu pracuje i pewnie mieszka… Nie jest sama. Żyje z chłopakiem, który miał dla niej uśmiech, życzliwość, cierpliwość, a poznali się w ośrodku opieki. Dopiero po obejrzeniu całości, może nawet kilkukrotnym rozumiemy słowa o konieczności „zaczynania od końca i cofania się do początku” oraz o trudności wyrażenia tego, że „u boku osoby tak niebezpiecznej po raz ostatni czuła się bezpieczna”  i „że nic, ani smak, ani zapach, ani nawet kolor nieba nie były nigdy tak czyste i klarowne jak przy niej”.

Świetne przedstawienie tego, jak trudno uporać się z wpływem rodzica, który niszczył, manipulował, rządził, odbierał radość i spontaniczność tworzenia własnego świata, ale przecież jednak był rodzicem i, paradoksalnie, jego narcyzm dawał i dziecku chwilami poczucie wyjątkowości… to prawda – niezdrowej.

Kiedyś usłyszałem wypowiedź terapeutki, nazwiska nie przypomnę sobie na pewno, że rodzice mają w relacji przewagę nad dziećmi, ponieważ mogą nie kochać, a dzieci wyrzec się miłości do rodzica nie są w stanie. 

To niełatwy film. To świetny film. Astrid instynktownie czuła, że matka stanowi zagrożenie, więc przez dłuższy czas starała się nie pamiętać o niej. Zresztą, trudno się dziwić, z poczucia bezpieczeństwa wytrącił ją szaleńczy wybryk Ingrid – morderstwo niewiernego kochanka. W przeszłości – głębokiej przeszłości matka „nawywijała” jeszcze lepiej, ale to dopiero pozna widz pod koniec seansu. Ile z tego zapisało się w podświadomej pamięci dziewczynki, nie wiemy.

Dużo się dziś mówi jednak o pracy umysłu dzieci, by chronić matkę, gdyż instynkt przetrwania podpowiada, że przeżycie jest uwarunkowane jej dobrostanem. Paniom zatem łatwo przejąć kontrolę, gdy poczucie stabilizacji, bezpieczeństwo ulotniły się z życia małego człowieka. Szukając oparcia później, odrzucony bądź osamotniony, pada ofiarą nadużyć i przestępstw. 

Ingrid, choć w więzieniu, nie pozwoliła dziecku wyzwolić się spod swego wpływu. Bardzo dbała, by izolować je od osób, z którymi mała budowała więź zaufania i sympatii. Była zaborcza, niszcząca, władcza, inteligentna i bezwzględna. Osadzono ją w zakładzie o zaostrzonym rygorze, z wyrokiem dożywocia, ale radziła sobie z napinaniem nici zależności.

To niesamowite, że Ingrid nie miała przebłysku autorefleksji, poczucia odpowiedzialności z powodu narażenia swego dziecka na piekło, na stygmatyzację, tułaczkę po domach opieki, gdzie przemoc różnego typu była stałym elementem codzienności. Ingrid wcześniej sama traktowała córkę jak koleżankę do zwierzeń ze swego intymnego życia. Przed kimś musiała się popisywać, przed kimś brylować. Kiedy odbywała karę, zręcznie wciągała Astrid w swój los, pisała, mówiła „jesteśmy silne, nic nas nie złamie”. Jakie „my”? Kto wylądował w więzieniu?

W finale motywem otwierającym jest wchodzenie po schodach, trud wędrówki. I obdrapane ściany, brud pomieszczeń. Świetny symbol. Zdradzone przez rodziców dzieci, Paul i Astrid nie przejdą lekko przez życie. Będzie ono dla nich trudne. Tak już zostanie. Uśmiech Paula, uśmiech Astrid, pogoda ducha tych dzieciaków zakorzenione są mocno w mądrości, za którą drogo zapłacili.

Film dużo mówi o surowości pracowników społecznej opieki, o bezwładności i bezduszności systemu, o pułapkach rodzin zastępczych, w których też mogą dochodzić do głosu nieustabilizowane problemy, budzą się wyciszone uzależnienia, ujawniają konflikty. Astrid zderza się z patologiami, ale też dużo uczy. Powie matce, że dzięki jednej z zastępujących ją osób dowiedziała się, jak to jest być kochaną.

Od razu wyjaśnię, że złego słowa nie powiem przeciwko zastępczym rodzinom. Myślę, że tworzyć je mogą w Polsce wspaniali ludzie. Obraz pokazuje realia Kaliforni, pewnie dla potrzeb przekazu kondensuje, kumuluje w jednej opowieści systemowe zaburzenia i błędy.

Astrid kryształowa nie jest, ale dąży do tego, by pozbyć się części wpływu matki, który odcisnął się na jej myśleniu o innych, na nieuczciwym traktowaniu dzieci i dorosłych, kobiet i mężczyzn. Gdy dostrzegła u siebie gen destrukcji, zdecydowała się unikać ludzi z daleka wyglądających na poczciwych. Ochłodziła także swoje relacje z Paulem, zerwała z nim kontakty. Kiedy indziej starała się pomagać słabszym od siebie. Ciekawie pokazany jest w filmie jej proces uczenia się. Dzięki swojej inteligencji, spostrzegawczości potrafiła radzić sobie w różnych sytuacjach i okolicznościach. Wyciągała właściwe wnioski. Umiała przyznać, że po odrzuceniu oferty finansowej pomocy od matki i nieprzyjęciu od aktualnej opiekunki propozycji dołączenia do spółki w handlu używaną odzieżą zostanie sama z niczym i że czas pomyśleć poważniej o przyszłości. 

Matkę poprosiła córka o jedno, by wyzwoliła Astrid od siebie, uwolniła.

Kiedy zamieszczam wpis, na ekrany kin wchodzi dzieło Wojciecha Smarzowskiego „Dom dobry” i w sieci znaleźć można dużo wypowiedzi terapeutów, by osoby z trudnymi doświadczeniami przemocy rozważyły poważnie, czy chcą go zobaczyć. Podobną ostrożność podpowiadam w odniesieniu do „Białego oleandra”.

LINKI do tekstów poświęconych tu innym dziełom literatury i filmu powiązanym tematycznie z „Białym oleandrem”

“Ania z Zielonego Wzgórza” – historia dzielnej sieroty, potrafiącej walczyć o prawo do dobrego życia.

“Dym”  – to film opowiadający, jak można „wejść” w otulającą bezpieczeństwem i ciepłem mądrość, sugerujący, że czasem zdarzą się w życiu wspierający towarzysze… Nie wiem, czy dobrze opisałem tu, w bazie wiedzy, obraz Austera i Wanga. Teraz, po obejrzeniu „Białego oleandra” widzę go nieco inaczej. Kilku bohaterów to artyści, może na poziomie zaledwie rzemieślnika. Patrzą jednak na świat z fascynacją i ciekawością, czasem nawet nadzieją i uśmiechem.

“Cinema Paradiso” – o wspaniałej przyjaźni i przygodzie ze sztuką.

“Marzyciel” – o podnoszeniu się po upadkach i dźwiganiu wielkich ciężarów życia czasem już w dzieciństwie.

“Hugo i jego wynalazek” – niezwykła historia spotkania sieroty – bardzo samodzielnego chłopca z wielkim artystą, którego udział w rozwoju kina jest tu pięknie, ciekawie i pomysłowo przedstawiony.

“Kabaret” – jest cząstka podobieństwa – główna bohaterka zaniedbywana przez ojca nie potrafiła pokochać swojego nienarodzonego dziecka, nie dorosła nigdy, nie nauczyła odpowiedzialności, podobnie jak Ingrid w stosunku do Astrid.

“Przełęcz ocalonych” – uroczo uśmiechnięty główny bohater, podobny w tym do Astrid i też pochodzący z „trudnego” domu.

Literatura o niewłaściwym traktowaniu dzieci przez rodziców czy opiekunów

„Skąpiec” – krótkie omówienie – zajrzyjcie, jeśli macie ochotę.

„Zemsta” – link do pobieżnej analizy.  

„Romeo i Julia” – tragedia, nieszczęście, winy rodziców mszczące się na dzieciach, choć tu, jak się wydaje, po rozmowie Księcia z głowami skłóconych rodów byli oni już gotowi zaakceptować małżeństwo swych pociech – niestety – sprawy potoczyły się inaczej.

„Gnijąca panna młoda” – motyw apodyktycznego zarządzania życiem dzieci… choć nikt wtedy nie posuwał się do manipulacji… decydowano o młodych, jakby byli przedmiotami.

I to jeszcze ode mnie – omówienia, rekomendacje dwóch wartościowych filmów o dojrzewaniu w trudnych warunkach:

“Buntownik bez powodu”

“Co gryzie Gilberta Grape’a”

W „Białym oleandrze” jest coś z impresjonizmu, delikatnej akwareli, ponieważ Astrid, opowiadając swoją historię, nie tylko nie uwalnia się od subiektywizmu, ale też zagląda pod powierzchnię opowieści, by dotrzeć do ukrytych warstw, tyle, ile pozwolą ograniczenia zmanipulowanej świadomości. Wyświetla sobie przeszłość jak film, by wychwycić delikatne znaki tego, co było ukryte i groźne, a co za słabo przebijało się do racjonalnego, analizującego umysłu.  Jako obserwatorka zmienia się, stopniowo dorasta do zrozumienia problemu, by też czuć nieustannie, że świat to Sfinks zadający pytania, zostawiający nas z łamigłówkami. Jak Edyp z dramatu Sofoklesa bezkompromisowo dąży do poznania prawdy.

 

Widz także zostaje z pytaniami. Czy Ingrid również była samotna i skrzywdzona przez rodziców? Jej kompozycja złożona z fotografii, portretów wywołuje jedno skojarzenie córki: „są samotni”. Matka, artystka wyzwala podczas aktu tworzenia swoje własne emocje. Ingrid prosi Astrid, żeby się przypatrzyła jej dziełu i wtedy panna dostrzega swoje zdjęcie w centrum. To może forma powiedzenia dziecku: jesteś najważniejsze. A może Ingrid mówi w ten sposób – jesteś ważna, ale samotna… a może mówi, wiem, jak bardzo będziesz samotna. Wiem, że będziesz wyjątkowo mocno samotna.

W więzieniu, podczas widzenia z dziewczynką, tłumacząc swoje obniżanie wartości każdej osoby znaczącej coś dla Astrid, Ingrid powie, że samotność to coś przypisanego do egzystencji, a każdorazowe przylgnięcie nastolatki do kogokolwiek, to naiwna odpowiedź na zainteresowanie ze strony tego kogoś.

Równie niedające spokoju pytanie to: czy Astrid kocha Paula?

No i jeszcze jedno: do czego doszło, i czy do czegokolwiek, między Astrid a Rayem, kiedy została w domu, gdy Starr z pozostałymi dziećmi pojechała do kina…

Drodzy czytelnicy, wiecie zapewne, że autor wszystkich znajdujących się na stronie wpisów pracuje z dziećmi i młodzieżą mającymi trudności w nauce języka polskiego, z szykującymi się do matury lub egzaminu na koniec ósmej klasy, również z uczniami stawiającymi sobie poprzeczkę bardzo wysoko, z licealistami przystępującymi do matury rozszerzonej, międzynarodowej w programach IB, nierzadko z młodzieżą poobijaną nieco przez życie… 

Zajęcia prowadzę on-line, a także w Warszawie Wesołej i Zgorzale w podwarszawskiej gminie Lesznowola. 

Kto chętny, zapraszam. Kontak znajdziecie pod zakładką “kontakt”: 🙂 

Kategoria:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *