Stefan Żeromski: “Przedwiośnie” – powieść – dyskusja na temat kształtu państwa polskiego, omówienie, opracowanie, analiza, opis

14 listopad, 2021 12:54 Zostaw komentarz

Pomnik na cmentarzu w Józefowie poświęcony ofiarom II wojny światowej. Zdjęcie z 1 listopada 2021 roku 

„Przedwiośnie” Stefana Żeromskiego to dzieło ukończone zaledwie kilkadziesiąt miesięcy, najwyżej trzy lata po ostatnich opisanych w nim wydarzeniach. Autor datował je na wrzesień 1924, a scena zamykająca utwór mogła rozegrać się na wiosnę 1921 roku. Dlaczego o tym piszę? Otóż rzadko naprawdę zdarza się, by tak prędko po przełomowych historycznych wypadkach pisarz decydował się ująć w literackiej formie swoją wizję epokowych przesileń, przełomu wyczekiwanego przez długie dziesięciolecia i przez kilka pokoleń. Zważmy, że żaden w wielkich romantycznych gigantów nie poświęcił dużego utworu powstaniu listopadowemu, choć obok wieszczów nie brakowało znakomitych poetów w drugim i trzecim szeregu. Powstanie listopadowe dla romantyków było przeżyciem pokoleniowym. Przemilczeli je. 

Mickiewicz zostawił nam „Śmierć pułkownika” i „Redutę Ordona” – oba obrazy będące do pewnego stopnia mistyfikacjami.

Dla artysty opisywanie niedawnych wydarzeń jest zawsze ryzykowne. Jego interpretacja zdarzeń może nie wytrzymać próby czasu lub konfrontacji z tym, co pamiętają lub co chcą pamiętać ich uczestnicy. Zawsze po latach mogą ujrzeć światło dzienne nieznane fakty, zmieniające sens tego, co się działo. Żeromskiemu nie tylko nie zabrakło odwagi, ale też niesłychanego społecznego wyczulenia na sprawy najistotniejsze. Pisarzowi udało się uchwycić i przedstawić najważniejsze problemy nowego państwa, Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, z którymi do końca swego istnienia się nie uporała. To ogromne ekonomiczne rozwarstwienie, głód ziemi na wsi, niespełniająca potrzeb i oczekiwań reforma rolna wlokąca się ponad miarę, zagrożenie ze strony wschodniego sąsiada, nieintegrujące się, często bardzo zacofane mniejszości etniczne i narodowe.

Wielką zaletę „Przedwiośnia” stanowi fakt, że dla jego głównego bohatera patriotyzm jest czymś nieoczywistym, nienaturalnym. Nie wysysa go z mlekiem matki. Nie dziedziczy. Dopiero go w sobie odkryje i dzięki owej długiej nieprostej drodze związek Cezarego z ojczyzną, szacunek dla odrodzonego i wybronionego państwa staje się dla czytelnika przekonujący. Młody Baryka widzi masowy udział młodzieży i robotników w wojnie z bolszewikami. Dostrzega dorobek pokoleń wytrwale budujących kulturalne narodowe dziedzictwo, z którym najeźdźca obchodził się brutalnie i bezceremonialnie. Sam nadstawia karku.

W przyciągnięciu jedynego potomka do kraju pradziadów Seweryn ma nie lada konkurencję. To projekt światowej rewolucji. Dla Cezarego to pierwsze w życiu samodzielnie wybrane uczestniczenie w czymś wielkim. Idealistycznie brzmiące hasła i radykalne programy zawsze przyciągają rzesze ludzi młodych. Nic w tym dziwnego. Chcą przecież lepszego świata i rwą się do działania. To starsi są mniej radykalni i prędcy, gdyż wiedzą już, że gdyby poprawianie rzeczywistości było takie proste, to już dawno by to zrobiono.

Przecież jednak każdy wie, jak dla człowieka ważne są jego pierwsze niezależne decyzje i wybory, gdy po latach słuchania rodziców i wychowawców wreszcie może zrobić coś samodzielnie, wybrać, wziąć za coś odpowiedzialność, zapalić się do czegoś. I Cezary pokochał ten projekt przywracania sprawiedliwości, tworzenia nowego ładu, odbierania majątków wyrosłych z krzywdy i wyzysku. Jeszcze w Moskwie słuchał komunistycznych przywódców jednoczących przedstawicieli wielu nacji, organizujących ich ku jednemu celowi, światowej rewolucji.

A i Seweryn się zmienił, był już kimś innym, gdy powrócił do Baku po jedynaka. Wojenne przeżycia i być może kontakt z różnymi patriotycznymi środowiskami, działaczami społecznymi, ideowcami spowodowały, że z dorobkiewicza i materialisty stał się wrażliwym na losy niższych warstw altruistą. Niedawny karierowicz, który uwił sobie w Rosji milutkie gniazdko i nawet nie śpieszył się wracać do Polski, teraz opowiadał Cezaremu o szklanych domach, spółdzielczych przedsiębiorstwach, artystach służących  prostym ludziom, których uważali za braci. W opowieści o rzekomych przemianach na wsi, prowincji dostrzec można język podobny do religijnego.

No cóż, moi drodzy, warto przypomnieć powiedzenie, którego autorstwo przypisywano raz Piłsudskiemu, innym razem Bismarckowi: Tylko świnia w młodości nie był socjalistą. Dziś świat wygląda inaczej albo może nasza wrażliwość uległa przytępieniu. Kiedyś brutalny kapitalizm, nędza warunków życia, beznadzieja losów bezrobotnych i słabo wykwalifikowanych robotników były tak dojmujące, że przyzwoici ludzie przyłączali się do ruchów politycznych, które w programach miały wprowadzenie radykalnych zmian. Oczywiście, jedni chcieli krwawej rewolucji, inni pokojowych przemian, owi pracą organicznikowską dzień za dniem podźwigali lud przez edukację, tworzenie spółdzielni i wspieranie na drodze do gospodarczej niezależności.

Opowieść o szklanych domach to nie jest w powieści Żeromskiego tylko wabik ojca podsunięty Cezaremu, by zechciał jednak do Polski przyjechać. Myślę, że to rodzaj duchowego testamentu przynajmniej części pokolenia patriotów, którzy o niepodległość walczyli. Chcieli Polski szczęśliwej dla wszystkich, z godnymi warunkami pracy i życia dla każdego. Nie brakowało socjalistów wśród towarzyszy marszałka Piłsudskiego, a z kolei narodowcy od Dmowskiego także mieli na uwadze ekonomiczną siłę społeczeństwa, od samych jego podstaw.

Potem bywało różnie, wraz z rozwojem wypadków polityczni przywódcy podejmować musieli dramatyczne decyzje. Jako symbol tych wyborów można przypomnieć słowa Naczelnika Państwa, Piłsudskiego, który swoim dawnym kolegom z Polskiej Partii Socjalistycznej w 1918 roku odrzekł: wysiadam z czerwonego tramwaju na przystanku niepodległość. Znaczyło to tyle: nie zaryzykuję suwerenności dla realizacji programu jednej partii.

Polska powstała między dwiema rewolucjami i dzięki nim. Wybuchły: pierwsza w Piotrogrodzie i Moskwie, a druga w Berlinie. To wywołana przez nie słabość zaborców była otwarciem dla nas okna szansy po raz pierwszy od ponad stu lat. Rewolucjoniści chcieli sobie podać rękę ponad odradzającą się Polską. Podsycanie nastrojów wywrotowych, radykalizacja społecznych oczekiwań mogły być dla młodego państwa śmiertelnie niebezpieczne.

Przedwiośnie „Żeromskiego” – było dziełem napisanym szybko, ale precyzyjnie diagnozującym problemy. To również utwór oddający atmosferę pierwszych lat niepodległości i dylematy moralne politycznych przywódców. To nade wszystko powieść – dyskusja na temat kształtu i przyszłości państwa polskiego.

Pierwszym głosem w tym dyskursie, otwartym literackim dialogu jest opis rewolucji w Rosji i na jej peryferiach, to opinie Seweryna o przewrocie bolszewickim, który udało mu się tak przebadać, przejrzeć, przepatrzeć, że czytelnik nabiera podejrzeń, czy Seweryn nie był aby agentem POW-u, Polskiej Organizacji Wojskowej.

Bywał na wszelakich wiecach w Moskwie i słuchał najciekawszych referentów. Nie tylko tyle; w drodze swej do Baku przewędrował całą Rosję, przewiercił ją jak ów małż niepozorny, skałotocz-palczak, który w ciemności swej przeszywa potężne skały. Znał nie tylko zewnętrzne agitacyjne mityngi i półzewnętrzne urzędy, na starych oparte śmieciach, lecz i tajne kancelarie nowych despotów, szpiegowskie zakamarki i obmierzłe więzienia, gdzie wskutek podejrzeń i na zasadzie szpiegowskich doniesień siadywał ramię w ramię z tymi, których po to wyprowadzano na światło, ażeby ich zgładzić. Znał piwnice zalane i zachlastane krwią i cuchnące od trupów. Powiadał, iż ten to trupi zaduch przeszkadza, żeby moskiewskie powietrze można było wciągnąć wolnymi i szczęśliwymi płucami. 

„W Moskwie — mówił — cuchnie zbrodnią. Tam wszystko poczęte jest ze zbrodni, a skończy się na wielkich i świetnych karierach nowych panów Rosji, którzy zamieszkają w pałacach carskich i jusupowskich, odzieją się w miękkie szaty i stworzą nową, czynowniczą i komisarską arystokrację, nową nawet plutokrację, lubującą się w zbytku i zepsuciu starej. Plebs będzie mieszkał po norach i smrodliwych izbach.”

Swoją drogą, Żeromski dużo się nie pomylił, zbrodnie nie skończyły się z pierwszą czy drugą falą rewolucji w 1917, nie przerwało ich zwycięstwo bolszewików w wojnie domowej. Aż do II wojny światowej trwały krwawe rzezie, a pewną granicę, dopiero w 1953 roku, wyznaczyła śmierć jednego z przywódców pamiętających przejęcie władzy w carskiej Rosji – Józefa Wisarionowicza Stalina.

Rewolucja z jej brutalnością, demoralizacją społeczną nie mogła być, jak pokazuje Żeromski, propozycją dla Polski. Zwykły maszynista lokomotywy stawał się panem życia i śmierci, dorabiał się, bezczelnie wymuszając łapówki za dalszą jazdę. W przechowalni bagażu cenna walizka Baryków szybko zmieniła właściciela. Dobrem zwykłych ludzi nikt się nie przejmował. Te prawdy powoli docierały do Cezarego.

Wizję szklanych domów możemy uznać za drugi głos w dyskusji nad przyszłością Polski. Obrazy z wyobraźni i marzeń Seweryna są pogłosem koncepcji dziewiętnastowiecznych socjalistów utopijnych, którzy chcieli samowystarczalnych jednostek – dużych osiedli, budynków, gdzie ludność bez pieniędzy będzie sobie wzajemnie świadczyć niezbędne usługi i wymieniać się wytworzonymi własnoręcznie dobrami.

Wizję szklanych domów możemy zestawić z problemami społecznymi opisanymi przez Żeromskiego w „Ludziach bezdomnych”. Była to rzeczywistość wyzysku, nieludzkich warunków życia i pracy, szerzących się chorób, licznych przypadków upośledzenia, inwalidztwa z powodu skażenia powietrza, wody, niezdrowych pomieszczeń nasyconych bakteriami, grzybami. Bieda prowadziła do moralnego upadku, apatii, szaleństwa. Wszystko to widziane oczyma społeczników, inteligentów polskich, idealistów budziło ich troskę o los ubogich, niższych warstw. 

I na to znalazło się lekarstwo. Doktor Baryka zakupił za tak zwany psi grosz od uciekających Niemców fragment bałtyckiego wybrzeża, wykorzystał naturalny prąd morski do wytwarzania energii w elektrowni, a to wszystko po to, by pracowała huta szkła. To z niej pochodziły szklane elementy tanich, łatwych do szybkiego montażu domów. W całej Polsce rosły jak na drożdżach liczne i wielkie osiedla. Utrzymanie czystości w nich nie stwarzało trudności. Ogrzewane zimą, chłodzone latem dawały znakomite warunki dla mieszkańców. Projektowali te budynki ludzie mądrzy, pożyteczni, twórcy świadomi i natchnieni, wypracowujący przedmioty ozdobne, piękne a użyteczne, liczne, wielorakie, genialne, a godne jak najszerszego rozmnożenia — dla pracowników, braci swych, dla ludu.

Powyżej próbka tego języka natchnionego wizjonerstwem, idealizmem, religijnego niemal.

W wizji Seweryna nawet postulaty dzisiejszych radykalnych ekologów znajdowały zrozumienie. Zwierzęta rzadziej zabijano dla pozyskania mięsa. Ludzie nie potrzebowali już wysokokalorycznego pożywienia. Do pracy maszyn rolniczych, pługów wykorzystywano energię elektryczną. Doktor Baryka zaprzągł wody Wisły także do wytwarzania prądu. Na wsiach powstawały kooperatywy i kooperatywą była huta. Kooperatywa to tyle co spółdzielnia. Wspólna forma własności powoduje, że znika wyzysk, kolejna zmora socjalistów i społeczników z końca wieku XIX i początków XX.

By dopełnić obrazu utopii, dodajmy jeszcze planowane domy dla robotników w miastach, które miały być bardziej okazałe, zdrowsze, czystsze, wygodniejsze od siedzib amerykańskich bogaczy czy pałaców arystokracji.

To wszystko posiadało wszakże jedną, ale dość poważną, wadę. Nie istniało. O niej jednakowoż Seweryn synowi nie wspomniał.

Tym niemniej, jak już to zaznaczone zostało powyżej, należało traktować opowieść jako duchowy testament części pokolenia, które o niepodległość walczyło. Oni naprawdę często marzyli o lepszej ojczyźnie dla wszystkich.

Szklane domy miały swój dalszy żywot w świecie rzeczywistym, wcale nie literackim. Otóż w Warszawie, w pobliżu placu Wilsona robotnicy, rzemieślnicy i drobna inteligencja budowali kamienice stanowiące właśnie własność spółdzielczą. Była to szansa na zapewnienie niezamożnej ludności tanich mieszkań w przyzwoitym standardzie. W budynku mogła działać pralnia, księgarnia, z których dochód przeznaczano na wspólne cele. Na Żoliborzu przed II wojną światową wytworzyła się bardzo ciekawa, wartościowa tkanka społeczna. Amos Oz z kolei, izraelski pisarz wspominał, że właśnie żydowscy socjaliści, którzy przybyli z Polski przywieźli z sobą ideę spółdzielczości kojarzoną ze szklanymi domami Żeromskiego. To oni w pierwszym okresie działalności państwa żydowskiego zakładali na trudnych terenach do uprawy kibuce, spółdzielnie rolne. Co pół roku lub co rok wszyscy zbierali się, by podjąć decyzję o przeznaczeniu dochodów, postanawiali kupić maszyny albo sfinansować studia dziewczynie lub chłopakowi, którzy po powrocie pracowali jako nauczyciel czy pielęgniarka. Amos OZ dzięki temu zdobył wykształcenie.

Kolejny ważny głos w dyskusji o państwie polskim to powszechne uczestnictwo jego mieszkańców w czynie zbrojnym, walce o granice i utrzymanie niezawisłości. Nie bez powodu autor pokazuje pewną jejmość prosto z ludu, która wygraża kolumnie jeńców, czerwonoarmistów, a czyni to tak gorliwie, że ci zaczynają się bać, że skłoni eskortę do brutalnego rozprawienia się z nimi. Nie przez przypadek zmusza swego bohatera Żeromski do refleksji nad sensem wystąpień robotniczych przywódców, którzy wcale nie wzywają do poparcia komunistycznego najeźdźcy, ale do szykowania obrony stolicy.

Przeżycie roku 1920 zostało przez późniejsze historyczne wypadki odebrane następnym pokoleniom. Tryumf nie wybrzmiał dość mocno, także przez szereg politycznych porażek elit II Rzeczpospolitej.

Kolejne dwa ważne głosy w sporze, dyskusji o przyszłości państwa polskiego to wykładane Cezaremu w rozmowach z jego znajomymi koncepcje i argumenty komunistycznych działaczy oraz środowisk władzy. Pierwszych reprezentuje Antoni Lulek i prelegenci na zebraniu Centralnego Komitetu Robotniczego. Poglądy sfer rządowych przedstawia nam Szymon Gajowiec, człowiek wywodzący się z nizin społecznych, z szlachty zagrodowej lub podlaskich chłopów. Komuniści chcieli, oczywiście, likwidacji państwa polskiego w celu stworzenia jednej ojczyzny światowego proletariatu. Cezary, podobnie jak większość Polaków nie mógł i nie chciał tego zaakceptować. Oczyma głównego bohatera i jego ojca mogliśmy też obejrzeć skutki przewrotu w Rosji i Azerbejdżanie, jak choćby rozchwianie społecznego porządku, biedę, kłopoty z zaopatrzeniem, samosądy, grabieże majątków indywidualnych i wspólnotowych.

Gajowiec z kolei rozumie potrzebę reform społecznych, ale na pierwszym miejscu stawia utrwalenie niepodległości, reformę monetarną, wzmocnienie wojska, policji, granic. Cezaremu u komunistów podobała się wola szybkich przemian, a Gajowca pytał, czy głodujące i marznące dzieci mogą czekać. Niestety, w retoryce mówców zebranych na spotkaniu Centralnego Komitetu Robotniczego dostrzegał wiele wewnętrznych sprzeczności, jak choćby tę, że zdegenerowana warstwa robotnicza ma stać się motorem reform i postępu.

Zapomniałbym o Nawłoci i Chłodku. To także głos w sporach o przyszłość. Żeromski posłużył się kontrastem. Pokazał wygodę, przesyt, próżniactwo w znacznym stopniu zamożnego ziemiaństwa. Nie odmówił tym środowiskom patriotyzmu. Hipolit Wielosławski walczył jak zwykły żołnierz, szeregowiec, ryzykował, nadstawiał karku, o mało co nie zginął.

W Chłodku żyli chłopi małorolni i bezrolni, komornicy, którzy u niewiele od siebie zamożniejszych mieszkańców folwarku szukali na zimę przytuliska, schronienia, a surowe warunki skłaniały ich do  wyrzucania starców z ogrzewanych jako tako pomieszczeń do budynków, gdzie mogli już tylko umrzeć bez jedzenia i opieki.  

Egzystencja komorników poruszyć musiała co wrażliwsze serca. Kontrast między bogactwem nie do przejedzenia, nie do skonsumowania i nędzą, wręcz głodem dawał do myślenia. Żeromski nie chciał Polski takich ekonomicznych przepaści, na pewno nie chciał Polski nieczułej, egoistycznej, zadowolonej z siebie. Widział także w owym dramatycznym rozwarstwieniu paliwo dla rewolucji. Dlatego ostrzegał Hipolita, dlatego mówił, że ci serdeczni służący, kochający swego pana w innych okolicznościach poderżną mu gardło za jakiś cenny przedmiot.

Żeromski ze współczuciem pisał o biedzie w warszawskiej żydowskiej dzielnicy, pochylał się, tak jak w „Ludziach bezdomnych” nad każdym człowiekiem zmagającym się ze swoim losem. Rozumiał twórców państwa, polityków podejmujących trudne decyzje, często skazujące biedaków na długie wyczekiwanie na poprawę warunków egzystencji. Niektórych z nich znał osobiście, jak samego Piłsudskiego. Pamiętał, że za młodu byli socjalistami.

Przypuszczam, że swoje zdanie najpełniej wyraził w scenie finałowej, kierując Cezarego na manifestację. Młody student medycyny wziął w niej udział, choć należało przypuszczać, że była zorganizowaną przez komunistów prowokacją. Wiadomo było przecież, że tłum zostanie zatrzymany przed Belwederem, nikt nie pozwoli mu wejść do gmachów urzędujących władz, padną strzały, poleje się krew, a to uderzy w wizerunek Polski, podważy porządek społeczny. Narrator zresztą nazywa wprost komunistycznych działaczy awangardą Sowietów.

Cezary założył żołnierską bluzę i żołnierską czapkę. To dlatego oficer policji szczególnie uważnie przypatrywał się właśnie jemu. Bohater manifestował przywiązanie do państwa polskiego, a to w środowisku komunistycznych działaczy było czymś nietypowym. Baryka odłączył się od szeregu komunistów i szedł sam. Nie akceptował Polski takiej, jaka była, ale wyrzec się jej w ogóle, oczywiście, już nie umiał.

Dobrze siłę patriotyzmu Cezarego rozumiał już Lulek, który gardził suwerennością Polski, ale wiedział, że na stanowisko kolegi nie wpłynie. Baryka widział prawdziwy wielki wysiłek narodu broniącego z ogromnym uporem niepodległości. Nie przemawiały więc do niego przemowy Lulka, że wpajanie patriotycznych postaw to manipulacja ze strony warstw posiadających, to próba odwrócenia uwagi proletariatu Francji, Anglii, Niemiec, Polski od prawdziwego wroga robotników, jakim jest burżuazja, bankierzy, właściciele fabryk.

Lulek nazywał polski patriotyzm militaryzmem, barbarzyńskim nacjonalizmem, historyzmem, chorobą polskich dusz, zbiorem żołnierskich wzruszeń, rycerskich uniesień. Kpił sobie z tego, ale też natrafiał na niezłomność przekonań kolegi i rezygnował z polemik.

Cezary doświadczył patriotyzmu, poczuł przynależność do wspólnoty, a z przeżyciem się nie dyskutuje. Co jest, to jest.

Pierwsze jego wspomnienie związane z państwowością mitycznej Polski, jak sam o niej wtedy myślał, związane było z Baku. Przeżył tureckie rzezie dzięki dokumentowi poświadczającemu jego polskie obywatelstwo. Polska wydawała mu się wtedy „śmieszną ideą”.

Cezary Baryka ocalał dzięki legitymacji, którą był przypadkiem otrzymał od konsula jakiegoś „Państwa Polskiego”, a do której nie przywiązywał sam żadnej wagi. Pokazał tę legitymację na chybił trafił, gdy żołnierze tureccy na czele tatarskiego tłumu wtargnęli do piwnicy. I — o dziwo! — kartka głosząca, że jest obywatelem jakiegoś „Lechistanu”, Polski in spe, mitu, śmiesznej idei, śmiesznej dla samego Baryki — ocaliła mu życie. Poklepano go po ramieniu, lecz nie puszczono samopas. Musiał iść z askerami tureckimi. Chętnie poszedł.

Patriotyzm, o którym wiele się dziś mówi, nie może być czymś wmuszanym. Jest piękny jako zjawisko naturalne, budzące się pomimo trendów politycznych. Po potwornych ranach zadanych Polakom podczas II wojny światowej, po przeoraniu ocalałych tkanek społecznych w czasach PRL-u wielki ruch zjednoczonego narodu wzbudzał się w latach: 1956, 1968, 1980. Łatwo dostrzec w tych datach regułę pokoleniowości. Coś dzieje się co dziesięć, dwanaście lat. Wierzę, że patriotyzm to odruch wartościowy i uczucie prawdziwe, choć nieobejmujące wszystkich. Z przyjemnością czekam na jego kolejne przebudzenia.

A może jednak ważniejsza jest codzienna pokojowa wieloletnia praca, działalność, budowanie miejsc pracy, tworzenie dzieł kultury, troska o zdrowie innych, wykształcenie, wychowanie?

Kopce graniczne sypała przede wszystkim przeszłość. I to nie przeszłość militarystyczna, lecz właśnie pokojowa, potulna, niewinna, przeszłość ogromu prac cichych w zakresie rzeczy subtelnych. Pojęcia o tej przeszłości Cezary nabrał w swym pochodzie antybolszewickim w poprzek i wzdłuż rubieży polskich, gdy widywał porabowane biblioteki, porozbijane dzieła sztuki, potłuczone witraże, szczątki, ułamki, druki, papiery. 

Pamiętacie, drodzy Państwo, co napisałem o niechęci ludzi pióra do pisania o sprawach niedawnych, świeżych, aktualnych? Dla potwierdzenia tych słów, jako ciekawy kontekst podsunę Wam pod uwagę fakt, iż w szkole na zajęciach z historii w nieskończoność mówi się o piramidach egipskich, a o historii najnowszej prawie nigdy. Jej interpretacje nie wszystkim by się podobały. A może właśnie najtrudniej ją poznać? 

Tym większy szacunek dla Żeromskiego, choć i na jego głowę spadły gromy, krytyka i ostre zarzuty.

Uwadze Szanownych Państwa autor poleca wpis poświęcony patriotyzmowi i analizie utworu Jonasza Kofty: W moim domu oraz analizę dzieła Zbigniewa Herberta pt: Substancja.  

O patriotyzmie pracy można poczytać w krótkim szkicu o warszawskim pozytywizmie 

Drodzy Czytelnicy,

jeśli chcecie podziękować autorowi za jego pracę, to macie kilka możliwości do wyboru:

  1. odwiedzajcie stronę, wracajcie tu jak najczęściej
  2. zainteresujcie znajomych ofertą Sztuki Słowa – polećcie mnie jako polonistę przygotowującego solidnie do matury z języka polskiego na poziomie podstawowym, rozszerzonym, do matury międzynarodowej, do egzaminu ósmoklasisty  
  3. polubcie na Facebooku fanpejdż strony: Klasyka Literatury i Filmu 
  4. wpłaćcie symboliczną kwotę na konto firmowe z adnotacją w tytule: SERWIS EDUKACYJNY

 

     Właściciel: Sztuka Słowa PL, Tomasz Filipowicz

     Nr konta: 15 2490 0005 0000 4500 8617 6460 

Tytułem: SERWIS EDUKACYJNY 

 

Kategoria:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *