Harold Ramis: “Dzień świstaka” – opis, omówienie, opracowanie, analiza, recenzja, konteksty

7 lipiec, 2022 20:24 Zostaw komentarz

Mam wrażenie, że historia oparta jest na jakichś mitach, starych opowieściach pouczających, może religijnym koncepcie reinkarnacji, historii Heraklesa i jego dwunastu prac. Głównego bohatera spotyka bowiem niezwykła sytuacja. Utyka w jednym dniu swojego życia, w którym niezależne od niego ramy są nie do zmiany, natomiast szereg indywidualnych decyzji może podejmować. Nikt nie powiadamia go, jak mógłby wpłynąć na swoje położenie. Zostaje żmudna metoda prób i błędów.

Na początek, tradycyjnie, spróbuję za wiele nie zdradzić, zachęcę do obejrzenia, a solidniejszą analizę umieszczę dalej, by nie psuć nikomu przyjemności z oglądania. Jak na współczesne standardy, obraz przynależy niemal do kina familijnego. Widać na przykładzie „Dnia świstaka”, jak w ciągu trzydziestu lat zmieniły się zasady pokazywania seksu i przemocy na ekranie. Dziełko uznać możemy nawet za umoralniającą historię ze szczęśliwym zakończeniem, a widz nie poczuje się przytłoczony przygnębiającymi obrazami brutalnych, krwawych porachunków ani zastanawiać się nie będzie, dlaczego twórcy postawili go w roli podglądacza cudzego życia intymnego. Te obrazy zbliżeń we współczesnym kinie coraz częściej zresztą powiązane są z jakimiś formami agresji, dominacji, manipulacji. Pod tym względem „Dzień świstaka” …. jest wręcz wzorcowym materiałem napominającym, jak postępować w sferze erotyki nie należy. Coś prawie jak krucjata przeciwko przedmiotowemu traktowaniu ludzkich istot słabszych i delikatniejszych. 

Z wielką przyjemnością ogląda się Billa Murraya. Niezwykłe aktorskie możliwości zawdzięcza prawdopodobnie wszystkiemu po trosze z wymienionych dalej: darom natury, talentowi, ciężkiej pracy. Budując postać, raz pokazuje Phila jako „słodziaka” zdolnego owinąć sobie dookoła palca każdą panią, kiedy indziej jako wycofanego wrażliwca budującego barierę chroniącą go przed światem, by znów szybko odsłonić cynizm cwaniaczka korzystającego z okazji, by zyskać, wykorzystać, okpić. To filar sukcesu obrazu Harolda Hamisa z roku 1993. 

W istocie rzeczy główny bohater taki właśnie jest: nieco nieznośny, „gwiazdorzący”, znudzony życiem telewizyjny prezenter pogody i jednocześnie zblazowany, zmanierowany, pogubiony i bezradny samotny facet z pustką w sercu. Nazywa mieszkańców Punxsutawney wieśniakami, ale z drugiej strony widać, jak robota „wyłazi mu bokiem” i nie próbuje już nawet ukryć niechęci do wszystkich zawodowych działań. Wyraźnie dotarł już do kresu swojej odporności, a może padł ofiarą wypalenia. Kłopot w tym, że trochę szacunku widzowi powinien okazywać, nie mówiąc o współpracownikach, młodych ludziach będących przecież w podobnej do niego sytuacji. 

Phil z ekipą udaje się do małej miejscowości w Pensylwanii, by relacjonować coroczny rytuał wyciągania świstaka z nory. Miejscowi na podstawie zachowania zwierzaka starają się ocenić, a właściwie wywróżyć, jak długo jeszcze potrwa zima. Niezbyt to mądre, ale dla lokalnej ludności wydarzenie coś jednak znaczy, dobrze się przy nim bawią i traktują jak rodzaj święta. Główny bohater nie ukrywa, że wyjazd do Punxsutawney traktuje jak wiosłowanie na galerze. Myśli, jak tylko szybko odrobić przysłowiową pańszczyznę i wrócić do siebie.

I tu pojawia się przykra niespodzianka. Niemiły dzień zaczyna się od nowa, powtarza raz za razem, a Phil nie może wydostać się z pułapki. Mało tego, ani on, ani widz nie są poinformowani, dlaczego do zniewolenia doszło. Mężczyzna będzie starał się uciec na różne sposoby, ale po licznych porażkach skoncentruje się na próbie pokonania systemu, czyli dojścia do przyczyn sytuacji i znalezienia rozwiązania.

Pomysł na komedię, powiedzmy: „taki sobie”, niemniej jednak historia, która od pewnego momentu jest do bólu przewidywalna niesie widzowi mimo wszystko co i rusz jakieś zaskoczenia. Jak zostało powiedziane powyżej, fundamentem powodzenia jest postać prezentera: ani on już stary, ani niespecjalnie młody, ani ładny, ani brzydki, ani atrakcyjny, ani odrażający. Każe traktować się jak gwiazdę, ale nie ma złudzeń, że takową nie jest. Owszem, ludzie go na ulicy czasem rozpoznają, ale z każdego gestu wychodzi, jak bardzo nienawidzi swojej pracy. 

Analogie do postaci Scrooge’a i jego losów, drodzy Uczniowie, są liczne. Skąpiec też zadzierał nosa, gardził innymi, ale czuł się z sobą samym bardzo źle. Jak wyjaśnia nam rozmowa z dawną narzeczoną, stary sknera był kiedyś zranionym dzieckiem, wrażliwcem, który odgrodził się od świata murem z pieniędzy. Phil stara się nosić maskę na twarzy, ale ona mocno mu od profilu odstaje. Jest bohaterem niejednoznacznym.

Uwaga! Czas przerwać lekturę i obejrzeć „Dzień świstaka”.

Bohater nie wie, co ma zrobić z sytuacją, w której się znalazł. Na początek wpada na pomysł, by obrócić wszystko na swoją korzyść. Rozrabia z poznanymi w knajpie pijakami, ucieka przed policją, jeździ starym gratem po kolejowych torach. Dokonuje rabunku, zabiera część pieniędzy z furgonetki. Robi, co chce i nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Dzień powtarza się w nieskończoność, zatem Phil zapamiętuje coraz więcej szczegółów i zna to, co dla reszty będzie dopiero przyszłością. Ma nad nimi przewagę. Trafienie w ręce policji niczym nie grozi, wszystko bowiem podlega temu, co nazywa się dziś tak łatwo „resetem”. O szóstej rano historia zaczyna się od nowa.

Pogodowy prezenter cierpiący męki już niewymowne stara się szukać pomocy u specjalistów. Są bezradni. Nie potrafią go zrozumieć, ponieważ opisany przypadek nie odpowiada niczemu, do czego leczenia byliby przygotowani.

Producentka programu, koleżanka z ekipy telewizyjnej uznaje go za blagiera. Mężczyzna podejmuje nawet próby odebrania sobie życia, ale budzi się o szóstej rano kolejny raz, spotyka tych samych ludzi, jest świadkiem takich samych zdarzeń.

Podrywanie dziewczyn też nie stanowi problemu, gdyż może poznać je bardzo dobrze, ich życie, przyzwyczajenia, gusty. Zapamiętuje wszystko, a reszta świata, oczywiście, nie.

Phil przechodzi jednak przez fazę rozkapryszonego dzieciaka i zaczyna przykładać do okoliczności klucz pradawnych wierzeń, religijnych bądź mitycznych tekstów, choć w filmie nie pada na ten temat ani jedno słowo. Twórcy szybko i sprawnie przeprowadzają nas przez ten moment. Bohater intuicyjnie dochodzi do  wniosku, że może ktoś stworzył mu okazję, by zmienił siebie i swoje życie, poważnie i do gruntu. Popycha go ku podobnym wnioskom postawa przemiłej, naturalnej Rity, która tak łatwo do łóżka zaciągnąć się nie dała i choć Pfil „pracował” nad nią prze wiele dni tego samego dnia, to ona wyczuła, że pada ofiarą przemyślnej gry. A może po prostu wybrał wreszcie właściwą uliczkę, gdy już każda inna po wypróbowaniu okazała się ślepą? 

Znów nasuwa się skojarzenie ze Scrooge’em. Także znalazł się w mocy sił od niego potężniejszych i wnioski już musiał wyciągnąć sam. Phil zaczyna w kolejnych odsłonach Dnia Świstaka naprawiać to, co spaprał w poprzednich. Mijał, by podać przykład, bezdomnego, któremu wcześniej nie dawał grosza, by później hojnie go zasilać gotówką, a gdy okazało się to niewystarczające: dokarmiać go, a nawet reanimować. Wszystko, by wreszcie uciec z pułapki. 

Rita niczym Ed i rodzina Boba Cratchita z „Opowieści wigilijnej” jest dla niego dobrym przykładem. Początkowo poznawał dziewczynę, by zapanować nad jej wolą i emocjami. Po porażce skorzystał z wiedzy i stał się bardziej życzliwym, empatycznym, otwartym i uczynnym człowiekiem. Zaczął ją naśladować. Mógł ćwiczyć, trenować „do bólu”. Mamy zatem motyw przemiany.

Phil niczym Herakles, wykonując dwanaście prac za karę, dwoi się i troi. Obcuje ze sztuką, starszym paniom zmienia oponę w samochodzie, zanim jeszcze z niego wysiądą, by zobaczyć, co się stało, ratuje przed skręceniem karku nastolatka spadającego z drzewa, uczy się grać na fortepianie, nawet po ludzku traktuje sprzedawcę ubezpieczeń i wykupuje u niego cały pakiet. Funduje młodej parze narzeczonych przygodę dziesięciolecia. I zmienia się naprawdę. Staje się ciepłym, dobrym, ofiarnym i wyrozumiałym przyjacielem wszystkich. Wyobraźcie sobie, że kolejna relacja telewizyjna z Dnia Świstaka nabiera kolorów i wartości, gdy mężczyzna przedstawia ją zgodnie z głębokim potrzebami i oczekiwaniami społeczności Punxsutawney, a przecież wcześniej dostrzegał w niej samych hipokrytów i idiotów. 

Widz w dziele Harolda Ramisa znajdzie wiele przyjemności. Autor przecież wykorzystał schemat stary jak świat. W wielu baśniach krnąbrny łobuziak trafia do swoistego aresztu, wpada w takie czy inne tarapaty i poddany jest pedagogicznej obróbce. Rozkapryszony prezenter pogody nazywany przez kamerzystę primadonną posłany jest przecież do czyśćca. Oczywiście, traktujcie moje słowa z pewną dozą umowności.

Mimo opowiadania znanej historii twórcy nie zanudzili, ani nie zamęczyli moralizowaniem.

Frajdy z oglądania mamy wiele. Kiedy Phil opowiada przy piwie o swoim doświadczeniu przypadkowo poznanym kompanom, któryś z nich „utknięcie w jednym dniu”, nierobienie niczego ważnego i niekończącą się powtarzalność komentuje tak: przecież to moje życie. Właśnie. Widz w losach bohatera bez trudu dostrzeże własną historię. Jakby bowiem ciekawa i barwna nie była nasza egzystencja, zawsze znajdą się w niej przynajmniej pewne okresy, kiedy rutyna, nuda i poczucie beznadziei prawie nas zatapiają.

Przecież chrześcijańska narracja o życiu doczesnym przedstawia je jako czas próby, dzięki któremu możemy zasłużyć na raj. Obiecanym niebem dla Phila jest uznanie w oczach Rity, jej szacunek i miłość. Pewnie także odzyskanie równowagi i zadowolenia.

Film jest komedią, ale z humorem podanym delikatnie i z wykwintną elegancją. Wielka to zasługa Billa Murraya. Trudno nie uśmiechnąć się, gdy widzimy go przy instrumencie, czującego głęboką więź z uczestnikami imprezy, grającego muzykę taneczną, lekką, przyjemną i kojącą, kiedy jeszcze tygodnie wcześniej nie krył swej pogardy dla celebrujących Dzień Świstaka mieszkańców Punxsutawney, a znudzenie nie znikało mu z twarzy. 

Humor nie ogranicza się do jego osoby. Zabawny na swój sposób jest sprzedawca ubezpieczeń, grający przecież swą jakże ciężką rolę entuzjastycznie nastawionego do finansowych „produktów” handlarza zabezpieczeń na przyszłość. To w gruncie rzeczy taki sam „przegryw” jak gwiazdorzący prezenter pogody wmawiający sobie i innym, że wkrótce kupi go duża stacja. Wszyscy pchamy dokądś swoje wózki, nie bardzo wiedząc, po co, ale… chyba lepiej to znoszą życzliwi i naturalni optymiści z poważną dawką stabilizującej pokory, a może lepiej rzec: skromności.  

 

Śmiesznie wygląda wypchnięta za drzwi dziewczynka, która jeszcze chwilę temu ćwiczyła grę pod okiem troskliwej nauczycielki, gdy ta jednak wyrzuciła ją bezpardonowo z domu, kiedy zapukał do niej Phil i zaproponował tysiąc dolarów za lekcję. Sam świstak nazywany przez prezentera pogody szczurem również budzi uśmiech. Zresztą on też nazywa się Phil.

Komizm językowy znajdziemy choćby w jednej z rozmów bohatera z Ritą, gdy zamknięcie w jednym dniu i niepodleganie śmierci, swoistą nieśmiertelność interpretuje on jako otrzymanie statusu boga.

– Jestem bogiem.

– Nie jesteś bogiem. Uwierz mi. 12 lat byłam w katolickiej szkole.

Podobnie śmieszy krótka wymiana zdań protagonisty z właścicielką pensjonatu podczas wydawania śniadania:

– Miewa pani deja vu?

– Zapytam w kuchni.

Przezabawna jest zmiana postawy, nawet rozwój, w stosunku bohatera do dzieci. Już wie, że dziewczyna, którą podziwia, kocha je, więc stara się także je polubić. No nie, najpierw udaje to polubienie, oczywiście. Początkowo zaatakowany śnieżkami przez malców bierze udział w zabawie, a przy kolejnym podejściu już wykrzykuje: „Dzieciaki rzucają w nas śnieżkami!! Ha ha! Chodź, zabawimy się! Szkoda, że to nie moje dzieci! Można któreś z was zaadoptować? Czyż to nie wspaniałe?” Słyszymy wyraźnie, jak mało w tych zawołaniach przekonania, jak strasznie nienaturalnie brzmią w ustach Phila. W końcu przecież jednak cel zostanie osiągnięty, a znudzony życiem cynik zmieni się. Może zadziałała tu metoda polecana przez niektórych terapeutów, by codziennie przed lustrem uśmiechać się do siebie, bo w końcu naprawdę zrobimy to szczerze i staniemy się swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Kto wie?

Z omówionym tu dziełem skojarzyła mi się nie tylko „Opowieść wigilijna” Charlesa Dickensa, ale też historia Pinokia, mit o Heraklesie z jego dwunastoma pracami i zasada reinkarnacji, ale tak jak pojmowana jest w hinduizmie, a nie buddyzmie. Kolejne wcielenia służą tam poprawianiu karmy poprzez dobre uczynki i oczyszczaniu jej. Prawda, że podobnie?

Film Harolda Hamisa niesie piękne przesłanie. Największy dziad, zarozumiały łajza, cyniczny cwaniak ma szansę na poprawę i w końcu sam wyrąbie sobie drogę wśród przeciwności losu do lepszego życia, a nawet zasłuży na piękną i mądrą Ritę. A na marginesie, czy wiecie, że święta Rita to w chrześcijaństwie patronka nieszczęśników szukających ratunku w sprawach beznadziejnych? Jej mąż był awanturnikiem, a synowie też aniołków nie przypominali. Przypadek? Nie sądzę. 

 

W dobrze przemyślanych kompozycjach mało co zostawia się przypadkowi. Dla części widowni imię świętej ma charakter znaczący.

Bohaterowie opowieści: pracownik telewizji i zwierzę nazywają się tak samo. Przepowiadają pogodę i muszą wyjść ze swoich norek. Optymizm płynie stąd, że jest szansa na lepsze spojrzenie na los i stałe korygowanie kursu.

Naturalnie, komedie przynoszą nam pogodniejszą wizję świata. Nikt nie pyta, dlaczego pracownik telewizji stał się typkiem z pogardą odnoszącym się do innych. Od kogoś się tego nauczył i prawdopodobnie uznał, że to skuteczna strategia działania. Czy życzliwość i szczodrość Phila zostaną dobrze przyjęte przez resztę świata? Tu też należy zachować ostrożność. Dobre serce często musi wiązać się z twardą inną częścią ciała, tą, w którą zbiera się kopnięcia.  

Obraz z dużą przyjemnością ogląda się powtórnie.

Drodzy polscy filmowcy, napisanie scenariusza dobrej romantycznej komedii to nie jest łatwa sprawa. 

Oto linki do omówień pogodnych (przynajmniej w zakończeniu) historii filmowych z motywem przemiany:

„Śniadanie u Tiffany’ego”

„Amelia”

„Co gryzie Gilberta Grape’a”

„Avatar”

„Idiokracja”

„Hugo i jego wynalazek”

 

„Forrest Gump” (sam tytułowy bohater może się nie zmienia, ale porucznik i w pewnym ograniczonym stopniu Jenny jednak tak)

„Marzyciel”

Literackie ujęcia motywu znajdziecie w:

„Na wschód od Edenu”

„Panu Tadeuszu”

„Dziadach” części III

„Makbecie”  

“Opowieści wigilijnej” Charlesa Dickensa

Możecie „klikać” w linki powyżej bez obaw. Poniżej link do omówienia

„Skyfall – też dobrego przykładu wykorzystania mitów i motywów biblijnych w filmie o agencie 007.

Skoro zajrzeliście tutaj, to eksplorujcie zasoby bazy wiedzy. Trwają wakacje, więc polecam Wam dział Film, do którego dotrzecie, rozwijając w głównym menu strony zakładkę Blog. Znajdziecie dużo rekomendacji, omówień, analiz dobrego kina, ambitnego, oryginalnego, głośnego. Maturzystom przyda się jako materiał do wypowiedzi ustnych i pisemnych. 

Drodzy Czytelnicy,

jeśli chcecie podziękować autorowi za jego pracę, to macie kilka możliwości do wyboru:

  1. odwiedzajcie stronę, wracajcie tu jak najczęściej
  2. zainteresujcie znajomych ofertą Sztuki Słowa – polećcie mnie jako polonistę przygotowującego solidnie do matury z języka polskiego na poziomie podstawowym, rozszerzonym, do matury międzynarodowej, do egzaminu ósmoklasisty  
  3. polubcie na Facebooku fanpejdż strony: Klasyka Literatury i Filmu 
  4. wpłaćcie symboliczną kwotę na konto firmowe z adnotacją w tytule: SERWIS EDUKACYJNY

     Właściciel: Sztuka Słowa PL, Tomasz Filipowicz

     Nr konta: 15 2490 0005 0000 4500 8617 6460 

Tytułem: SERWIS EDUKACYJNY 

 

Kategoria:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *