Wayne Wang, Paul Auster: “Dym” – opis, omówienie, recenzja

28 lipiec, 2023 18:54 Zostaw komentarz

Męska rozmowa siedemnastoletniego Thomasa z ojcem.

Przedstawianie historii tak zwanych zwykłych ludzi wymaga szczególnych umiejętności i ciekawych pomysłów. Co banalne i przeciętne musi stać się szczególnym, może magicznym i nabrać wyrazistości. Akcja filmu umieszczona została w mało atrakcyjnej dzielnicy Nowego Yorku, w obrębie kilku ulic, czasem przenosząc się na przedmieścia metropolii. Bohaterowie to sprzedawcy, drobni przestępcy, odrzucone, zbuntowane dzieci, ich rodzice, mali artyści codzienności. Twórcy wprowadzili do obrazu nietypowy symbol – papierosowy dym, tak tajemniczy, mocny i wieloznaczny, że pod wrażeniem byliby Baudelaire, Błok i Malczewski. 

Jeżeli znudzi Was ten wpis a film kompletnie nie zainteresuje, to obejrzyjcie sobie koniecznie ostatnie dwadzieścia minut. Usłyszycie najbardziej nieschematyczną, przejmującą, zagadkową, oryginalną wigilijną opowieść, jaką kiedykolwiek ktoś Was uraczył bądź podaruje Wam w życiu. No, przyjmijmy, że prawie na pewno tak będzie. 

Jedna z najbardziej oryginalnych, przewrotnych, nasyconych niespodziankami opowieści wigilijnych, jakie usłyszycie w życiu.

„Dym” ukazuje życie przede wszystkim mężczyzn, ale także ich bliskich, dzieci, żon, kochanek, opiekunek, których losy naprawdę nie wyróżniają się niczym specjalnym. Wszyscy jednak pierwszoplanowi bohaterowie, ci „przeciętniacy”, a dla niektórych może i „nieudacznicy”, posiadają fantastyczny dar opowiadania swoich historii, ubierania w słowa tego, co się zdarzyło lub co sobie wymyślili. To, co potocznie nazywa się „pyskowaniem”, jest tworzywem znakomitych dialogów. Nad wszystkim unosi się też aura sekretu, misterium i tajemnicy, choć w grę wchodzą sprawy ważkie, żywotne, decydujące. 

Przeszłość wraca, trzeba rozmówić się z kapitanem Hookiem. 

Na pewno zdarzyło się Wam kiedyś spotkać kogoś, kogo wygląd, ubiór, stan nie wskazywały na bogactwo talentów, duszy, błyskotliwość i wiedzę, ale jedno zdanie tego kogoś diametralnie zmieniało ocenę. Tak jest z bohaterami „Dymu”. Opowieści bohaterów, słowne potyczki zmuszają do zatrzymania się i zamyślenia. 

W filmie, któremu daleko do przegadania, a w którym wszystko opiera się na rozmowach, spotkaniach, ale i milczeniu, ludzie ujawniają przed sobą swoją prywatną sferę. Wszystko płynie wolno, nawet kiedy przestępcy wdzierają się do czyjegoś mieszkania, jakiś dzieciak odnajduje ojca, pewien literat natyka się na zdjęcia, na których uchwycona została jego żona tuż przed tragiczną śmiercią… 

Auggie tak pouczał niepełnosprawnego umysłowo sprzątacza w swoim sklepie:

„Co będzie, to będzie, a jak nie będzie, to nie będzie. Nigdy nie wiadomo, co się za chwilę stanie. A kiedy myślisz, że wiesz, to gówno wiesz.” 

“A jak myślisz, że wiesz, to…”

Kiedy Paul i Auggie zachęcali Thomasa, by powiedział Cyrusowi, że jest jego synem, siedemnastolatek usłyszał od przyjaciół wskazówkę: Czas teraźniejszy to najlepszy czas. Zależało im, by chłopak nie odwlekał sprawy w nieskończoność. 

Po lewej dwaj “adiutanci” Thomasa, Paul i Auggie.

O właściwym temacie dzieła widz dowiaduje się dzięki przedstawieniu mu osoby Paula Benjamina, pisarza przechodzącego załamanie po utracie ukochanej żony, a zarazem będącego w okresie twórczej zapaści. To przed nim odsłania część swej intymnej egzystencji Auggie Wren, kierownik sklepu z cygarami i tytoniem. Sprzedawca codziennie robił zdjęcie temu samemu skrzyżowaniu ulic. Nie była to jeszcze epoka fotografii cyfrowej, dlatego Auggie miał album, do którego wszystkie fotki z datami pracowicie wklejał. 

Paul zauważył, że sprzedawca nie jest zwykłym facetem zza lady, a on odparł mu, że tak widzą go ludzie.

Auggie: To róg ulicy, mała część świata, ale tu też się coś dzieje – jak wszędzie indziej. Nigdy tego nie pojmiesz, jeśli nie zwolnisz.

Paul.

Paul to pisarz, Auggie to fotograf, a Thomas pracowicie szkicuje. „Dym” mówi zatem również o sztuce, o jej roli w oswajaniu rzeczywistości, w kontaktowaniu się ze światem, w wyrażaniu siebie. To dzieło o magii w codzienności, tajemniczych splotach wydarzeń, przypadkowych zetknięciach się ludzi, którzy nie mieli z sobą nic wspólnego, a jednak zaczęli sobie towarzyszyć i wzajemnie pomagać.

Jeszcze nie powiedziałem, a część gości bloga może tego nie wiedzieć: „Dym” a także jego kontynuacja, „Brooklyn Boogie” nazywane były „kultowymi”. Nie wiem, co to dokładnie znaczy, ale u wielu kinomanów zaskarbiły sobie uznanie. Ich wejście na ekrany okazywało się wydarzeniem. Przyjęto je z entuzjazmem. Jeśli powrócić do omawiania pierwszej części, to wielka w jej sukcesie zasługa aktorów, Williama Hurta, Harolda Perrineau i przede wszystkim Harveya Keitela, prawdziwego antyprzystojniaka Hollywoodu.  

Harvey Keitel.

Antyamant. 

Kiedy szukałem pomysłu na kolejny wpis do bloga, obejrzałem obraz George’a Roya Hilla: „Butch Kassidy i Sundance Kid” z Robertem Redfordem i Paulem Newmanem, który przez Amerykański Instytut Filmowy został uwzględniony na pięćdziesiątej pozycji listy 100 najważniejszych filmów XX wieku. Harveyowi Keitelowi daleko w urodzie do tych dwóch amantów. Ma jednak twarz tak pełną wyrazu i przykuwającą uwagę, że możemy przekonać się kolejny raz, że brzydota bywa niekiedy darem. „Dym” nie zasługuje na pominięcie w tej bazie wiedzy, zwłaszcza gdy inni wyróżniają „Butcha Kassidy’ego i Sundance’a Kida”.

Perspektywę filozoficzną określa w dziele Paula Austera i Wayne’a Wanga anegdota o pewnym dworzaninie Elżbiety I, który lubił palić i który postanowił dowieść królowej, że dym można zważyć. 

 

 

„Zważyć dym – to jak ważyć powietrze (…) to jak ważyć ludzką duszę.”

Felicity i dym widoczny dobrze po powiększeniu. 

Niesłychanie ciekawa okaże się też opowieść Paula, którą przedstawił Thomasowi. Ma ogromną moc terapeutyczną, powiedzmy to lepiej: uzdrawiającą. Pojawienie się jej w historii bohaterów zapowiada i częściowo podsumowuje zachodzące w nich przemiany. Dla co najmniej dwóch postaci to przełomowy moment.  

Wierzę, że zainteresowani filmem, a nieznający go, już przerwali lekturę i znaleźli obraz w sieci. Kto obejrzał, może czytać. 

Pewien narciarz zginął w górach, zasypała go lawina, a jego ciała nie odnaleziono. Osierocił synka, który z czasem dorósł i stał się mężczyzną. Polubił jazdę na nartach i podczas jednej z wypraw przypadkiem natrafił na czyjeś zwłoki. Zobaczył twarz zamarzniętą w bryle lodu, przyjrzał się i odniósł wrażenie, że widzi samego siebie. To był jego nieżyjący ojciec, ale, co ciekawe, syn był starszy w tym momencie od rodzica. Był starszy od swojego ojca. 

Zaraz zacznie się opowiadanie Cyrusa Cole’a. 

Obejrzyjcie koniecznie, mniej więcej od 54 minuty filmu. Paul opowiada o wiele lepiej. Przecież sam powie, doceniając wigilijne opowiadanie Auggiego, że przedstawiając dobrze historię, trzeba wiedzieć, jak odpowiednio trącić właściwe struny.

I jedna z wypowiedzi, która mogłyby być podsumowaniem całości:

„Jeśli nie możesz dzielić się z przyjaciółmi sekretami, to co z ciebie za przyjaciel. Życie bez tego nic nie byłoby warte.”

Zachęcam do poświęcenia niecałych dwóch godzin. Trudno streścić fabułę „Dymu”. Nie jest ona najważniejsza, choć kilka prostych wątków ma sensowny, uporządkowany przebieg z uczciwie doprowadzonym do finału zakończeniem. Dzieło Austera i Wanga nie jest skonstruowane niechlujnie czy nonszalancko. Przeciwnie, widać w nim łagodną, delikatną harmonię między obrazami a słowami. Przyjrzycie się sami.

Powyżej kadr, który wydaje się gotową malarską kompozycją. 

Nie miałby jednak łatwego zadania ten, komu zlecono by wyznaczenie morału płynącego z tych historii. Mają one bowiem wiele odcieni, niedopowiedzeń, ale właśnie ich niejednoznaczność sprawia, że „Dym” jest filmem tak niezwykłym. Aktorzy codzienności stają się tu filozofami, zaskakujące zwroty akcji zmuszają bohaterów do rezygnacji z postanowień, do przebudowania planów, porzucenia nadziei. Życie, jakie pokazują nam twórcy, nie poddaje się prostym i łatwym ocenom.  

 

Zrabowane podczas napadu pieniądze, bo jest tu i taki motyw, przechodzą z rąk do rąk i, kto wie, czy przyniosą w końcu jakimś poczciwcom najwięcej pożytku. 

Miejsce akcji. 

Linki poniżej. 

Codzienność w kinie:

„Co gryzie Gilberta Grape’a” – omówienie

„Łowca jeleni” – omówienie

Historia artysty w okresie twórczego kryzysu:

„Marzyciel” – omówienie

Sztuka jako sposób obcowania ze światem:

„Cinema Paradiso” – omówienie

Filozofia i codzienność:

powieść: „Na wschód od Edenu” – omówienie 

 

Zaglądajcie, powracajcie, szperajcie i czytajcie. W ramach podziękowania:

podeślijcie link znajomym,

zapoznajcie się z tym, czym zajmuje się firma Sztuka Słowa,

podlajkujcie fanpejdż na Facebooku, zostawcie komentarz pod wpisem, udostępnijcie itd. 

Kategoria:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *