Ken Kesey: “Lot nad kukułczym gniazdem” – opis, omówienie, opracowanie, analiza

7 listopad, 2018 9:00 Zostaw komentarz

 kadr z filmu Milosa Formana

Kto jest pacjentem szpitala dla psychicznie chorych? My wszyscy. Szpital bowiem w powieści Keseya to tylko miejsce, gdzie pewne społeczne mechanizmy mogą zostać dla literackich potrzeb wyolbrzymione, słabości jednostek wyostrzone, a bohaterstwo wyniesione na piedestał. „Lot nad kukułczym gniazdem” kiedyś czytany jako studium politycznego zniewolenia i manipulacji wydaje mi się dziś wstrząsającą opowieścią terapeutyczną i gorącym wezwaniem do buntu oraz do walki o bycie sobą.   

Utwór Keseya ma ogromną moc leczniczą. Jest bowiem dziełem o tchórzostwie i słabości. Wszak okazuje się w pewnym momencie, że terroryzowani, poniżani przez Wielką Oddziałową pacjenci w większości pozostają na oddziale szpitala z własnej woli. Oto fragment jednej z pierwszych rozmów Hardinga z McMurphym:

„Och, nie zrozum mnie źle; nie jesteśmy tu  d l a t e g o,  że jesteśmy królikami – bylibyśmy nimi wszędzie – ale dlatego, że nie umiemy się z tym pogodzić. Potrzebny jest nam taki wielki, silny wilk jak oddziałowa, żeby nauczyć nas moresu”.

Dodać trzeba od razu, że powieść opisuje także najprawdziwszą, zaciętą walkę o wolność, w której nie brak ofiar. Są w niej znakomite obrazy przeżyć osób ze stanami zaburzeń i studium powolnego, stopniowego się od nich uwalniania.

Można zaryzykować twierdzenie, że powieść Keseya to dzieło, które w udany sposób łączy tematykę, ujęcia i właściwości przypisane nie do jednego, a do trzech rodzajów literackich. Duża część narracji to wewnętrzny monolog, wyznanie narratora, syna wodza plemienia Indian i wojennego weterana, pacjenta i czyściciela podłóg na oddziale szpitala dla psychicznie chorych. Te partie tekstu wzbogacone są o projekcje wyobraźni, karykaturalne wizje najbliższej rzeczywistości.

Opowieść przecież jednak wykracza poza to, co dzieje się w umyśle bohatera i stopniowo, fragment po fragmencie odsłania obrazy świata opanowanego przez Kombinat, złowrogi system, którego szpital psychiatryczny jest jedynie częścią, oddziałem naprawczym. To królestwo epiki.

 „Lot nad kukułczym gniazdem” to także dramat, świetnie zresztą dający przenosić się na scenę, dzięki licznym partiom zmagań bohaterów z własną osłabioną wolą, uległością, wpojonym posłuszeństwem, z terrorem rządów Wielkiej Oddziałowej. Pomiędzy postaciami też dochodzi do licznych konfrontacji, a to wszystko na niewielkiej przestrzeni, jakby scenie.

Utwór Keseya dobrze prezentować się będzie na półce pomiędzy „Rokiem 1984” Orwella a „Procesem” Kafki. Mówi bowiem o przemocy ogółu wobec jednostki, o bezwzględności narzucania zbiorowych reguł tym, którzy nie sprostali presji życia, nie podołali skutkom przeżyć. Co ważne, jest zapisem indywidualnych, osobistych tragedii z perspektywy cierpiących mężczyzn.

Na oddziale jest karzeł, czarnoskóry pomywacz – sanitariusz, który nie urósł od czasu, gdy jako pięciolatek był świadkiem skatowania ojca i zgwałcenia matki. Chronicznie chory Pete Bancini został okaleczony podczas porodu i w wyniku tego mógł wykonywać tylko proste prace. Był, jak ujął to narrator, tępy. Skierowano go do pracy na kolei, ale najprostsze czynności wymagały od niego ogromnego wysiłku i dlatego nieustannie narzeka, że jest zmęczony.  Harding, przewodniczący samorządu pacjentów nie radzi sobie z urodą, wybujałą kobiecością małżonki, Randle Patrick McMurphy wdawał się w bójki i uprawiał szulerstwo… Wódz Szczota był świadkiem niszczenia plemienia Indian, z którego pochodził, przeżywał upadek ojca i przeszedł piekło wojny.

Ellis i Ruckly to Chronicy, którzy byli wcześniej Okresowymi. Zostali trwale upośledzeni na skutek błędów personelu. Ellis to ofiara elektrowstrząsów. W przerażających wizjach narratora, Bromdena sanitariusze przybijają go gwoździami do ściany, a uwalniają tylko na czas posiłków i snu. Mocz chorego, który ściekał swobodnie na dół, miał moc przeżerania podłogi i stropu. Ellis w poprzednim szpitalu ciągle w związku z tym spadał na inny oddział i był przyczyną udręki personelu, ponieważ stan liczbowy chorych nigdy się nie zgadzał. Podałem powyżej przykład czarnego humoru podobnego do znanego nam tego typu komizmu z „Paragrafu 22” Josepha Hellera lub twórczości Vonneguta. Kesey skorzystał też z motywu cierpień Chrystusa, choć religijność jednej z sióstr w szpitalu bezlitośnie wykpił. Męka Jezusa z Nazaretu, tak dobrze znana w naszej kulturze nawet autorom mającym ambiwalentny stosunek do religii, służy zwróceniu uwagi na człowieczeństwo ofiary, na skalę skrzywdzenia, na absurdalność sytuacji.

Ruckly poddany został operacji, ale ta nie powiodła się i mężczyzna pogrążony jest w stanie nieświadomości, czasem tylko doprowadzany do furii przez uwagi złośliwego sanitariusza. Sytuacja Rucklyego dała okazję narratorowi do dzielenia się swoimi obsesjami na temat mechanizmów wszczepianych ludziom, by uczynić z nich powolne, uległe roboty Kombinatu.

„Tak. To wiem na pewno. Nasz oddział jest warsztatem naprawczym Kombinatu. Tu, w szpitalu, usuwa się usterki nabyte w miastach, w kościołach i w szkołach. Kiedy naprawiony wyrób powraca do społeczeństwa – zupełnie jak nowy, a czasami  l e p s z y  od nowego – szczęście rozsadza serce Wielkiej Oddziałowej; (…) Nareszcie jest dostrojony do otoczenia. (…) Amerykańska technologia.”

Trudno nie zauważyć, że powieść stała się zapisem lęków wywoływanych rozwojem społeczeństwa technokratycznego, rosnącą rolą przemysłu, mechaniki i elektroniki. Utwór pochodzi z 1962 roku. Jakże zmienił się świat dzisiaj, w erze cyfrowej. Można by zastanowić się, czy przywykliśmy do postępu, czy osłuchaliśmy z protest – songami i opatrzyły nam się ostrzeżenia przed następstwami przyśpieszonych zmian na świecie. Przypomnę tylko, że reakcje lęku, nieufności, strachu przez rozwojem przemysłowej cywilizacji ujawniały się w romantyzmie już i modernizmie, a ich przykładem ze współczesności jest „Matrix” kiedyś braci, a dziś sióstr Wachowskich.

Pierwsza część powieści jest zbiorem przejmujących profili osobowościowych zamkniętych w szpitalu mężczyzn. Już od tego momentu ujmuje nas potworna wprost siła współczucia, narratora i autora przecież także. To właśnie zdolność do współodczuwania staje się siłą sprawczą, spirytus movens całego świata „Lotu nad kukułczym gniazdem”. Każe zastanowić się, jak wielkie znaczenie ma współczucie w ogóle, dla literatury, dla życia społecznego. Czyż na nim nie opiera się wszystko, całość grupowych więzi i względna spoistość naszego świata?

„Tobie też nie mogę pomóc, Billy. Wiesz o tym dobrze. Nikt z nas nie może ci pomóc. Musisz zrozumieć, że gdy tylko człowiek chce pomóc drugiemu, sam się odsłania. A przecież  m u s i  być ostrożny, Billy, wiesz o tym równie dobrze jak ja. Cóż mogę zrobić? Nie wyleczę cię z jąkania. Nie zetrę ci z nadgarstków blizn po żyletce ani z wierzchów twoich dłoni śladów po gaszonych papierosach. Nie dam ci nowej matki. A jeśli idzie o znęcanie się oddziałowej, która bezustannie wmawia ci, że jesteś słaby, aż w końcu tracisz godność i kurczysz się z upokorzenia, na to też nic ci nie poradzę.”

„Lot nad kukułczym gniazdem” to opowieść o ludzkim współczuciu i wielkiej wrażliwości, która przyjmuje postać wyostrzonego słuchu na cierpienie bliźniego. Wódz Szczota przedstawiony został jako ofiara tej przypadłości, daru trudnego do uniesienia. Drugim bohaterem zarażonym tą właściwością okazuje się Irlandczyk.

Co by nie mówić o narcyzmie, egocentryzmie McMurphy’ego, to ów jegomość chęcią pomocy, na swój sposób, reaguje na upadek, znękanie, upodlenie mężczyzn, pacjentów oddziału. Wódz Szczota od dawna wie, że mimikra, wtopienie się w tło, otoczenie jest najlepszym sposobem na uniknięcie poważnych kłopotów. Mogą one przecież przybrać formę elektrowstrząsów lub mechaniczno-elektronicznej interwencji w pracę mózgu. W chorującej świadomości Bromdena wszystko jest pod kontrolą Kombinatu, mającego w swoim arsenale środków potężne maszyny i żelazną psychikę Wielkiej Oddziałowej.

Koronnym, naprawdę mocnym argumentem przemawiającym za wartością powieści Keseya jest zawarte w niej studium wyłaniania się i kreowania przywódcy – męczennika. Dziś między palce klawiatury i na monitor samo pcha się słowo: „leadera”. McMurphy to zręczny manipulator i drobny oszust, rubaszny, lubiący zabawę z panienkami amator łatwych pieniędzy zdobywanych od kumpli. Nie cierpi jednak znęcania się nad ludźmi i instynktownie na nie reaguje. Bierze w obronę słabszych, a Indianina budzi z życiowego letargu drobinami męskiej czułości, która wyraża się najczęściej dobrym żartem, szczyptą humoru, błyskiem inteligencji, drobnym życzliwym gestem. Żeby dopełnić obrazu tej postaci, należy dodać, że jest bohaterem wojennym z czasów konfliktu w Korei, a nadmienić także wypada, że jego kompani najczęściej świadomi są jego finansowych nadużyć, popełnianych ich kosztem.  Przyjmują to ze zrozumieniem, ponieważ wiedzą, że to nieunikniona cena za dobrą zabawę, a choćby i małą odmianę w rutynie, nudzie i narzuconym im rygorze i zasadach funkcjonowania oddziału.

McMurphy nie jest postacią krystaliczną. Krytyczny wobec niego pozostaje Harding, Indianinowi też w postępowaniu rudzielca nie wszystko się podoba. Jego wrogiem pozostaje Wielka Oddziałowa. Dlatego w tekście nie męczy nas pochwalna pieśń o buntowniku, przywódcy walki o wolność. Bliżej Irlandczykowi do everymana. Od pewnego momentu rubaszny lekkoduch i wesołek uświadamia sobie, że w grze przeciwko wszechwładnej siostrze postawił więcej niż mają do stracenia inni pacjenci. Oni mogą wyjść na własną prośbę, a on nie, ponieważ został skierowany do szpitala w wyniku decyzji władz. Wyrok może przedłużyć się o wieczność. Tak więc chociaż Randle’a Patricka. cieszy miękkie łóżko, brak obowiązku ciężkiej pracy jak na farmie i szklanka soku pomarańczowego co rano, to niepokoi go perspektywa dożywotniego więzienia.

Finał utworu dostarcza materiału do namysłu nad potrzebą ofiary, męczeństwa, które mają moc zmieniania wszystkiego, prowadzą do głębokich przewartościowań, do przestawienia życiowych drogowskazów. Mogą wywrócić cały system, porządek do góry nogami, poprzestawiać zwrotnice życiowych szlaków u tych ofiar społeczeństwa, Oddziałowej, Kombinatu, które mają odrobinę na to sił. Dzieło McMurphy’ego zyskuje kontynuatorów.

Złożoność zależności jednostki od społeczeństwa, rozmaite warstwy uwikłań ujawniają się w procesie dojrzewania Irlandczyka do poświęcenia. Dobrze ujmują to słowa Bromdena seniora, które przytacza jego syn, Wódz Szczota z oddziału.

„A przecież jeden z moich stryjów został najprawdziwszym na świecie prawnikiem – jak twierdzi tata, wyłącznie po to, by udowodnić ludziom, że potrafi tego dokonać, choć wolałby polować z ościeniem na ryby przy wodospadzie. Tata mówi, że jeśli człowiek nie ma się na baczności, ludzie zmuszą go do robienia tego, czego chcą, albo – jeśli jest uparty – do robienia czegoś wręcz odwrotnego, po prostu im na złość”. W ten sposób czasem działania McMurphy’ego widział zawdzięczający mu tak wiele Indianin.

Wódz Szczota, Indianin, Bromden, pomimo tego, że poddano go wielokrotnie elektrowstrząsom jest bystrym obserwatorem i to z jego ust pada szereg sentencji o wymowie daleko wykraczającej poza mury szpitali.

„Bez żony suszącej mu głowę o nowe linoleum. Bez krewnych wpatrzonych w niego prosząco łzawymi, starczymi oczyma. Bez nikogo, na kim by naprawdę zależało. Dzięki temu był wolny i mógł być naprawdę dobrym oszustem”. To próbka błyskotliwych spostrzeżeń autora przekazanych nam przez Indianina. Pamiętajmy jednak, że w oczach narratora obraz McMurphy’ego zmienia się, a utwór jest dziełem wielowarstwowym. Skłania do przyglądania się postaciom pacjentów z różnych stron.

Trzeba też powiedzieć, że po stronie oprawców ofiar zgromadzonych pod kuratelą siostry… autor umieścił kilka kobiet. To czyni utwór jeszcze ciekawszym i może być on potraktowany jako mała odtrutka na dominujące dziś trendy politycznej poprawności i panoszących się mód. Jedyne naprawdę sympatyczne, ciepłe i miłe panie, to dwie sprowadzone nielegalnie w nocy panienki lekkich obyczajów, co można skojarzyć, oczywiście, tylko w warstwie literackiej, z innymi postaciami dobrych łotrów. Nie brak nawet w filmie, szczególnie chyba francuskim kurtyzan o wielkich sercach. Trafiają się, choć pamiętajmy, że do literatury, nawet realistycznej potrafi przeniknąć coś z bajki i mitu. Do pań wracając… Harding znękany jest przez małżonkę przy każdej okazji prowokującą innych mężczyzn swymi wybujałymi atrybutami kobiecości. Poniża w ten sposób męża publicznie. Ojciec Bromdena, wódz plemienia Indian zamieszkującego nadrzeczne tereny przejęte pod budowę tamy, poddał się i uległ presji małżonki. Jego syn, narrator wydobywa z pamięci chwilę, gdy w wiosce pojawili się obcy badający możliwość pozyskania od tubylców zgody na odsprzedanie ziemi i właśnie będąca z nimi kobieta zadecydowała, że wodza plemienia „zmiękczy się” poprzez presję żony. Pochodziła z miasteczka, nie była Indianką, to jej nazwisko nosili dziecko i mąż.

Billy Bibbit poderżnął sobie gardło i choć nosił w sobie skumulowane cierpienie z dzieciństwa, to egoizm przybranej matki, chęć dominacji, połączone z despotyzmem i wyrafinowanym okrucieństwem siostry Ratched zepchnęły go w otchłań rozpaczy i paniki. Tylko jedna z pracujących w szpitalu sióstr przedstawiona została jako zdolna do ludzkich odruchów i życzliwości.

Oto co w pierwszej rozmowie Randle Patrick McMurphy słyszy od przewodniczącego samorządu pacjentów, Hardinga: „przeciwko molochowi współczesnego matriarchatu mężczyzna rzeczywiście posiada  j e d n ą  broń naprawdę skuteczną i nie jest nią śmiech. Tylko jedną broń, a z każdym rokiem w tym naszym zachłannym, postępowym społeczeństwie coraz więcej i więcej ludzi odkrywa, jak pozbawić ją mocy i pokonać dotychczasowych zwycięzców…” Cytat, mam nadzieję, zachęci do lektury.

Przecież panie feministki jako aksjomat traktują zdanie: żyjemy w kulturze patriarchatu i chcemy ją obalić. Kto ma rację? Przecież można rzec, że Harding i koledzy to pacjenci szpitala psychiatrycznego, autor powieści obłąkany jednak nie jest. W literaturze nierzadko śmiałe, kontrowersyjne spostrzeżenia na temat reguł rządzących społeczeństwem wkłada się w usta szaleńców lub błaznów. Wspomnieć można Hamleta lub wiernego towarzysza Króla Leara, nadwornego wesołka właśnie.

Powieść z 1962 roku pozostawia nam skłaniające do zadumy świadectwo społecznych przemian. Co Kesey powiedziałby dziś? Biały mężczyzna, a przecież chyba to właśnie ten „zwycięzca” traktowany jest jako winny wielu przejawów zła w świecie, podda się, albo nie, kulturze wielopłciowości i transpłciowości. Utwór mógłby stać się punktem wyjścia do wielu dyskusji w szkołach i na uczelniach. Nie trzeba bać się trudnych tematów, życie niesie wyzwania, lepiej żeby młodzież była ich świadoma. Jednogłos nigdy nie jest czymś dobrym. Z dziełem Keseya współbrzmi głośny kiedyś film „Fight Club”.

„Lot nad kukułczym gniazdem” jest także okazją do postawienia pytań, czy psychoterapie nie są w wielu wypadkach formą tresury pogłębiającą odruchy uległości, poddaństwa, przyswajania schematów i wtapiania się w otoczenie. Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie irozstrzygnąć wątpliwości, zwłaszcza że wśród psychoterapeutów nie gasną spory dotyczące skuteczności różnych metod. Jeśli coś może pomóc, należy z tego korzystać. Zadaniem literatury jest jednak stawiać pytania, zwłaszcza trudne i niewygodne.

Polecam gorąco książkę Keseya tym, którzy jeszcze nie czytali. Zdumiewa przenikliwością spostrzeżeń na temat ludzkiej natury, jest świetnym opisem świata mężczyzn, którzy swoje naturalne agresywne zachowania mogą ujawniać w cywilizowany sposób już tylko podczas połowu ryb, jak w powieści, albo na stadionach piłkarskich lub walcząc w wirtualnym świecie gier. Kiedy są sobą? Jacy powinni być? Czym w istocie rzeczy jest bycie mężczyzną? Mężczyzna – a komu to jeszcze potrzebne? 🙂 

Jak zwykle, jak zwykle… błądziłem podczas tego omówienia pomiędzy próbami uchwycenia i opisu zalet powieści, chęcią zainteresowania czytających czymś, czego nie poznali, a wewnętrznym zakazem ujawniania zbyt wielu szczegółów, by nie psuć przyjemności z lektury. 

Korzystałem z tłumaczenia pana Tomasza Mirkowicza. 

Jeśli masz ochotę wesprzeć finansowo działanie tego serwisu, przyczynić się do jego rozwoju, możesz dokonać wpłaty/przelewu na konto firmy: Sztuka Słowa PL, Tomasz Filipowicz.

Nr: 15 2490 0005 0000 4500 8617 6460 

Tytułem: SERWIS EDUKACYJNY 

Kategoria:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *